Świadczenie dezintegrujące
W ostatnim czasie dziwna epidemia dziesiątkuje nasze środowisko. Słabowidzący z dnia na dzień całkiem przestają widzieć, niewidomi stają się niedołężni, a gdy prosimy ich o wyjaśnienia, nagle tracą pamięć. Skąd ta epidemia i czy jest na nią jakieś lekarstwo?
Dwa dni po świętach Bożego Narodzenia zadzwoniła do mnie koleżanka. Postanowiła złożyć wniosek o świadczenie wspierające, o które osoby z niepełnosprawnościami mogą się ubiegać od początku 2024 r. i chciała wiedzieć, co wpisałam w swoim formularzu.
Temat ten brutalnie, natychmiastowo i niezwykle skutecznie wyrwał mnie z poświątecznego letargu. Wspomniane świadczenie od samego początku budzi ogromne kontrowersje. Najpierw pojawiały się różne pogłoski z nim związane, m.in. taka, że osoby, które je otrzymają, nie będą mogły korzystać ze wsparcia asystenta. Z mojego punktu widzenia nie byłoby to dobre, ponieważ pomocy asystenckiej potrzebuję głównie w celu sprawdzania prac uczniów piszących odręcznie zwykłym drukiem i żadne pieniądze tej pomocy nie zastąpią, chociaż mogłabym przeznaczyć przyznane środki na jej opłacenie.
Kiedy ten mit został obalony, pojawiły się niejasności wokół komisji. Wnioski nie miały być oceniane przez lekarzy czy innych specjalistów w dziedzinie konkretnych niepełnosprawności, ale odpowiednio przeszkolonych pracowników ośrodków pomocy społecznej. A z takimi szkoleniami, jak wiadomo, bywa różnie, co zresztą pokazała praktyka.
Postanowiłam zostać najpierw biernym obserwatorem i nie wnioskować o świadczenie.
Kiedy ruszyła lawina składania wniosków, zaczęło się prawdziwe zamieszanie. Okazało się, że osoby z tą samą niepełnosprawnością, zarówno pod względem medycznym, jak funkcjonalnym, otrzymywały skrajnie różną ilość punktów. Wynikało to z niejasnych kryteriów oceniania, braku kwalifikacji członków komisji albo (i tu dochodzimy do najtrudniejszej kwestii) podawania nieprawdziwych informacji przez samych wnioskodawców.
Tak, tak… Od znajomych namawiających mnie do ubiegania się o świadczenie kilkakrotnie usłyszałam, że w formularzu pewne rzeczy trzeba „naciągnąć czy „podkoloryzować”. Raz nawet padło stwierdzenie wprost, że należy kłamać, bo inaczej nic z tego nie będzie.
Nagle okazuje się, że osoba niewidoma mieszkająca samodzielnie i pracująca, bez żadnych dodatkowych dysfunkcji, nie potrafi się sama ubrać, umyć, najeść, a każde wyjście z domu wymaga pomocy przewodnika. Wygląda to tak jakby stała się jeszcze bardziej niewidoma albo dopadła ją amnezja dotycząca wykonywania najprostszych czynności.
Ktoś może powiedzieć, że nie ma nad czym ubolewać ani się bulwersować, bo to w końcu nie po raz pierwszy osoby z niepełnosprawnościami, na co dzień całkiem dobrze radzące sobie w życiu, są gotowe zrobić z siebie największe ofiary losu, kiedy widzą w tym korzyść.
Mam jednak wrażenie, że omawiane świadczenie podzieliło tzw. Środowisko niepełnosprawnych naprawdę radykalnie.
Niejednokrotnie byłam świadkiem „przepychanek” słownych w stylu: „mnie to świadczenie należy się bardziej niż tobie, bo…” i tu padały najróżniejsze argumenty, mniej lub bardziej absurdalne. Zdarzyło się, że osoba niewidoma oświadczyła drugiej będącej od lat jej przyjaciółką: „Mnie powinni przyznać świadczenie, a tobie nie, bo nie poruszam się samodzielnie poza domem”. Tyle że u niej niechodzenie z białą laską to świadomy wybór i ma widzącego męża posiadającego samochód i będącego prawie zawsze do dyspozycji. A jej koleżanka nie może liczyć nawet na najbliższą rodzinę. I komu świadczenie należy się bardziej?
Może kryteria jego przyznawania powinny być jaśniejsze? A może, na zasadzie dawania wędki, a nie ryby, państwo zamiast na kolejne świadczenie powinno przeznaczyć środki finansowe na to, żeby rehabilitacja dla osób z niepełnosprawnościami, w tym zajęcia z orientacji przestrzennej i wsparcie psychologiczne, była dostępna zawsze, nie tylko od projektu do projektu?
Koleżanka, która zadzwoniła do mnie w sprawie świadczenia stwierdziła z goryczą, że ludzie, których pytała, co wpisali w swoich wnioskach chyba faktycznie nieźle w nich nazmyślali, bo to niemożliwe, żeby po kilku miesiącach nic nie pamiętali, a każdy właśnie tak jej odpowiedział. Chyba że radość z przyznanego świadczenia nakłada klapki na oczy i powoduje zbiorową utratę pamięci…
Później nasza rozmowa zeszła na temat dodatku wyrównującego, który w 2025 r. mają otrzymać wszystkie osoby pobierające rentę socjalną, już bez konieczności składania wniosków.
W tym momencie wywiązała się między nami ostra dyskusja. Koleżanka stała się osobą niepełnosprawną już w dorosłym życiu, ma więc wypracowaną rentę ZUSowską i wspomniany dodatek jej nie przysługuje. Uznała go więc za niesprawiedliwy. Ja, jako osoba niewidoma od wczesnego dzieciństwa, pobieram rentę socjalną i przypomniałam mojej rozmówczyni, że świadczenie socjalne jest niższe od ZUSowskiego. Poza tym do niedawna renciści socjalni, kiedy ich zarobki przekroczyły choćby złotówkę, musieli oddawać ZUSowi całe nienależnie pobrane świadczenie i to z odsetkami, a dla osób z wypracowaną rentą limity dorabiania były bardzo duże. Wyraziłam przypuszczenie, że dodatek wyrównujący to być może rekompensata za tamte straty, ale koleżanki to nie przekonało.
Mimo to rozstałyśmy się w zgodzie kończąc naszą rozmowę wnioskiem, że nigdy nie będzie sprawiedliwie dla wszystkich, bo przecież są też osoby, które mają przyznany stopień niepełnosprawności bez prawa do renty i im żadne świadczenia ani dodatki nie przysługują.
Tego dnia jeszcze długo myślałam na powyższe tematy i były to myśli raczej niewesołe.
Oczywiście nie jestem zwolenniczką utopii ani idealistką przekonaną, że na świecie zapanuje pełna sprawiedliwość i równy rozdział dóbr, co zresztą wcale do końca sprawiedliwe by nie było. Daleko mi też do myśli, że kiedyś środowisko osób z niepełnosprawnościami będzie w pełni zgodne i zintegrowane.
Kolejne propozycje państwa ewidentnie wspierają tylko niektórych, zresztą często pozornie albo chwilowo, a zazwyczaj coraz bardziej nas dzielą i skłócają. Tak, jakby władze również w odniesieniu do ludzi z różnymi dysfunkcjami stosowały dobrze znaną zasadę: „Dziel i rządź”.
Może warto zmienić kierunek działania. Zamiast kolejnych świadczeń i dodatków państwo powinno wreszcie skoncentrować się na zmianach systemowych w sposobie orzekania o niepełnosprawności i dostosowaniu wysokości świadczeń do realnych możliwości funkcjonalnych poszczególnych osób.
Aleksandra Bohusz