Święty chaos – felieton

„Święty czas to radosny czas”. Roi się od promek na uszka i barszczyki, na kapustę i groch, karpie oraz mandarynki, choinki i dekoracje. Wszystko naturalnie XXL. Niech ludziska ujrzą, jak się u nas świętuje. W tym z pewnością pomogą sociale i świeżutki, kupiony za symboliczną złotówkę z okazji Narodzenia Pańskiego smartfon z tyloma aparatami i pixelami, że cały świat followersów przeniesie w naszą rzeczywistość.

Do licha, Bóg się rodzi, a ja pierwszego, smutnego listopada nad zmarłymi choćby łzy ulać nie zdążyłem. Wieczne odpoczywanie niechaj im się stanie, bo ci, co żyją, długo nie odpoczną.

Mimo wszystko to wspaniałe, że państwo biznesmeństwo, zbijając pewnie piątaka z bezsennością, tak się o nas troszczy. Dzięki temu, idąc cmentarną aleją w listopadowy wieczór, mogę w spokoju pomyśleć o tym, czy na wigilię nie kupić u Szwedów większego i ładniejszego stołu, gdyż istnieje realne zagrożenie gośćmi.

Listopad skłania także do nostalgii. W duszy zawodzi czuła tęsknota za czasami, w których, jak śpiewał pewien Stevie „Jedynym zmartwieniem było to, jaką zabawkę dostanę na święta”. A zwykle dostawałem, co chciałem. Pisałem liściki, wkładałem pod koc na parapecie w salonie i wychodziłem. Po jakimś czasie wracałem tam, zaglądałem pod koc i orientowałem się, że listu nie ma.

Gratulujemy. Twój wniosek o prezent jest rozpatrywany. Wyniki już 24 grudnia pod choinką. Potrawy potrawami, kolędy kolędami, ale PREZENTY. Wówczas oczywiście nie byłem świadom, iż koresponduję z czymś, co bym nazwał dziś Konspiracyjną Organizacją Mikołajów i Gwiazdorów. A przynależeli do niej moi prawni opiekunowie, zwani dalej „rodzicami”. Jednak to były czasy wspaniałe. I wystarczało, że o Bożym Narodzeniu pomyślało się w grudniu.

Dziś to ja tworzę dom wspólnie z towarzyszką życia. Wobec tego, święta wymagają innego podejścia, niekiedy długofalowego planowania. A niech jej się zachce spędzić je w cieplejszym niż umiarkowany klimacie. No bo ja nie jestem zbyt podróżny. Niemniej z każdej wycieczki coś się wyciąga, jak już do niej dojdzie. Na ogół wcześniej wiemy, gdzie się wybieramy i raczej nie celujemy w Last Minuty, bo szczęście nie zawsze dopisze. Dlatego wszelkie czujki uruchomione. Dobre oferty w sezonie sprzątane są z prędkością światła. Jak wszystko wyjdzie, to się tylko cieszyć. Ale co, kiedy z powodu wysypania się planów ten radosny czas przypomina zdecydowanie żałobę? Na to jest doskonała recepta. Jaka? Wiadoma rzecz – RODZINA. I każde słowo zbędne. Jedyna niezatapialna wyspa wybawienia na tym wszechogarniającym oceanie krismastajmu. Nikt tak nie kocha i nie walczy o ciebie, niczym powstańcy o Warszawę. Rodzeństwo, rodzicielstwo, wujostwo, kuzynostwo, dziadostwo… Każdy chce się spotkać. To przecież tak ważne w tych dniach. „Może przyjedźcie do nas na wigilię” mówią jedni. „Nie, wigilię to my raczej w domu, i goście będą” odpowiadasz. „To w pierwszy dzień świąt”, „A do nas w drugi” – zgłaszają następni. Na to kolejni się burzą „A my to pies? Tak blisko mieszkacie, a się nie spotykamy. Obraziliście się na nas, czy coś”? Tylu do obskoczenia, a do dyspozycji tylko 3 dni. Damy radę, skarbie? W nowy rok odpoczniemy. Pod warunkiem, że goście sylwestrowi w miarę szybko nas opuszczą.

A przy wigilijnym stole wszystkie tematy dozwolone. Uwaga tylko na miny polityczne. Te chętnie rozrywają kochające się, rodzinne podzespoły.

W tym miejscu pragnę złożyć najszczersze podziękowania dla mojej skromnej familiji. Kiedy pewnej zimy postanowiliśmy z dziewczęciem spędzać okres świąteczny pod tunezyjskim słońcem, życzyli nam, byśmy sobie wreszcie odpoczęli. Dowiedziałem się później, jak wielce się troszczyli. Tak niesamowitym było usłyszeć o mojej partnerce, jakoby to ona popełniła największe zło na świecie, wyrywając mnie spod opiekuńczych ich skrzydeł i pierwszy raz nie pozwalając mi spędzić wigilii w domowym zagłośniu. Zapomnieli wówczas o tym, że była to NASZA decyzja, nie jej samej. Lecz w związku z trwającym okresem bożonarodzeniowo-noworocznym, należy użyć wszystkich dostępnych pokładów dobrotliwości i wybaczyć. Z taką sytuacją nie byli w końcu oswojeni. Minęło już trochę lat i jakoś głupio byłoby teraz przybyć do domu rodzinnego z petardami i wystrzelić je wszystkie w sylwestra w mieszkaniu w podziękowaniu za ultranadopiekuńczość. W domu są koty. Nie zasługują na taki szok. Zresztą dziś już nie ma po co piany bić. Czas robi swoje. Każde z nas ten okres spędza jak umie, jak może, w swoim bezpiecznym gronie, nikt już z nikim nie walczy, bo i jaki w tym cel? Za dużo znów nagłaśnia się na świecie niepokojów, po jaką choinkę komu rodzinne, małe wojny. Zawsze istnieje na to sposób. Chcesz uniknąć okolicznościowej frustry, rodzinnego ostrzału ze wszech stron, atakującego zmysły poczucia, że nie ma wokół nic poza Bożym Narodzeniem? Pracuj, zarabiaj i PODRÓŻUJ, by móc zniknąć tam, gdzie cię to nie sięgnie. To właśnie moje dziewczę pomogło mi zrozumieć przez te wszystkie lata, sens podróży. Nadal co prawda nie jestem ich pasjonatem, lecz pasjonuję się pewną ogromną wartością świąt, jaką jest ŚWIĘTY SPOKÓJ.

Jerzy Pisarczyk

 

Artykuł powstał podczas warsztatów dziennikarskich, które odbywają się w ramach projektu „Akademia ShareOKO” współfinansowanego ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.

Może Ci się również spodoba